Nieprofesjonalna konserwacja ramy i podwozia metodą podwórkową - fotoreporaż
Uwaga! Metoda dla szaleńców albo desperatów. Zrobiłbym to dwa razy szybciej i narobiłbym się dwa razy mniej, gdybym ściągnął budę. Niestety nie miałem takiej technicznej możliwości. Do mnie nie da się wjechać na podwórko, disco nie mieści się w garażu, a nie stać mnie, żeby oddać ramę do konserwacji za grubą kasę. Za mniejszą nikt tego porządnie nie zrobi.
W lato ogarnąłem podłogę w moim Smoku. Wiedziałem, że rama gnije, ale cały czas żyłem marzeniami, że uda mi się ściągnąć budę, wypiaskować i pomalować pistoletem. A czas płyną, nieubłaganie i życie zweryfikowało marzenia. Postanowiłem więc, że zrobię to sam. Konserwacja ramy mniej więcej od drugiej belki poprzecznej do tyłu. Bo jak wiadomo ryba psuje się od głowy, a Land Rower od ogona.
Smoka postawiłem na kołki 28 września, ale już od tygodnia systematycznie luzowałem wszystkie śruby, żeby się z nimi później nie szarpać. Np. zdjęcie haka zajęło mi całe popołudnie, bo rdza praktycznie zespawała śruby i nie obyło się bez wycinania. Jeszcze wcześniej kupiłem wąż wuko do myjki, umyłem ramę w środku i zalałem cortaninem F.
Tak więc nieświadom niebezpieczeństw, pełen werwy i zapału, uzbrojony po zęby przystąpiłem do kolejnej bitwy. Trzy dni zajęło mi rozebranie wszystkiego, łącznie z instalacjami. I wtedy dopiero zobaczyłem, w jakiej czarnej dupie się znalazłem. Ale na odwrót było już za późno. Pozostało mi czołgać się naprzód, w nadziei, że gdzieś tam jest wyjście na powierzchnię.
Szybko zorientowałem się, że bez podlewarowania budy, robota w ogóle nie ma sensu.