Murmańsk i czemu tak daleko?
No więc wróciłem stamtąd, gdzie białe niedźwiedzie, białe noce, megadziurawe drogi, mnóstwo nowoczesnych i drogich samochodów, tania ropa, paliwo jeszcze tańsze, można jeździć po lasach a półwysep Kolski to kawał porządnego off-rajdu. Generalnie – troszku straszno, troszku smieszno. Chętnych poznania brutalniejszej, a lepiej oddającej klimat, wersji tego rosyjskiego określenia zapraszam na priva. No i mógłbym na tym skończyć, gdyby nie pewne niuanse.
Otóż przekraczanie granicy Federacji Rosyjskiej wiąże się z kilkugodzinnymi niedogodnościami. To jest wprawdzie granica Unii, ale Rosjanie podchodzą do rzeczy chyba zbyt poważnie. Świecko też było kiedyś granicą Unii, a odprawa nie była tak skomplikowana. Papiery, kwity, taloncziki, ubezpieczenia, opłaty klimatyczne – to wszystko zwyczajnie wkurza, gdy przywykliśmy do podróżowania bez granic. I granica Rosji nie jest wydarzeniem etniczno-kulturowym, jak granice dalekiego wschodu. Po prostu potrafi sponiewierać biurokracją i bezwładem w podejmowaniu decyzji. Przemieszczanie się po drogach Rosji w grupie nie jest żadnym wydarzeniem. Na północ od jeziora Ładoga jest nudnym zjawiskiem, bo ile można podziwiać płaski, podmokło-lesisty krajobraz tajgi wzdłuż szutrowej drogi. No ile? Odpowiedz konkretnie – ile? Przez 50 kilometrów? 200? Jedno popołudnie? 3 kolejne dni?
Urozmaiceniem w podróży jest niewątpliwie przemieszczanie się 800 kilometrów główną szosą/magistralą M-18, w podobnych okolicznościach przyrody wprawdzie, ale po jakże zróżnicowanej nawierzchni. Szutry Karelii i półwyspu Kolskiego były lepsze, niż dziurawe odcinki tego wspaniałego traktu Moskwa-Murmańsk (i jeszcze dalej, z obu stron zresztą). Nie będę tego opisywał, bo nie uwierzycie. Dodam tylko, że żal mi było na wybojach mojej wiekowej terenówki.
Krajobrazy są piękne, tam, gdzie w naturalny sposób mają być piękne. I są, co by nie mówić. Karelia, jezioro Ładoga – to potrafi rozbudzić wyobraźnię. Ale nad wspaniałym brzegiem wspaniałego jeziora jest wielki śmietnik po wszystkich, którzy tam wcześniej byli. Każde fajne biwakowo/wędkarsko/widokowo miejsce było śmietnikiem.
Więc właściwie po cholerę tam pojechałem?
W Karelii można nieźle poszaleć poza drogą. Czy trzeba aż tam jechać? Można bliżej, ale Karelia daje dużo mokrego i pustego. Karelia ma skaliste podłoże, więc woda krąży tylko powierzchniowo, wypłukując osady z licznych torfowisk. Rzeki i jeziora mają brunatną, choć czystą i klarowną wodę. Mnóstwo rzek o rwącym nurcie. Mnóstwo mokradeł. Mnóstwo rosnącej tam wełnianki. Mnóstwo zagubionych, drewnianych wiosek a w wioskach mnóstwo bani chylących się do wody.
Spotkaliśmy wracającego z Ładoga Trophy Arka Pawełka. Jechał Discovery trójką, na oponach mało terenowych. Przejechał trasę turystyczną (czy jakoś tak zbliżoną). I baaaardzo zachęcał do wyjazdów nad jezioro Ładoga, nawet turystycznie, bez szaleństw. Był zachwycony terenem i przestrzenią.
Półwysep Kolski daje poszaleć jeszcze bardziej, trzeba nawet zmniejszyć prędkość. Na horyzoncie pojawiają się ośnieżone góry. A my mamy jeszcze – w czerwcu – wczesną wiosnę: liście brzozy ledwie się rozwinęły, kwitną kwiaty kwietniowo-majowe. Ekipa, którą spotkaliśmy w Sortavala w Karelii odpuściła, jadąc jednym autem, gdy zapuścili się w pola dopiero co topniejącego śniegu.
Co było niefajne:
- przekraczanie granicy, ale można zaliczyć to jako folklor
- kradzież dokumentów w metrze w Petersburgu
- kąpiel w arktycznej rzece
- sposób płatności za paliwo na większości stacji
- miasto Murmańsk: szare, bez wdzięku żadnego
- drogi główne „asfaltowe”
Co było fajne:
- kąpiel w arktycznej rzece
- odzyskanie portfela od kieszonkowców w Petersburgu
- wioski i cerkiewki Karelii
- brak komarów i meszek (anomalie? fart?)
- białe noce (ale nie żadna tam szarówka w nocy, tylko regularny
późnopopołudniowy dzień, ze słońcem nad horyzontem)
- drogi gruntowe/szutrowe
- suszone mięso
- tanie paliwo i alkohol
- off road na Półwyspie Kolskim
- ekipa, z którą jechałem (wiecie, jak to jest: przyjaźnie, poczucie bezpieczeństwa, wspólne toasty, pomoc na drodze, pomysły na wyprawy).
I – chociaż ja tam już raczej nie pojadę, bo inne kierunki/miejsca/wyzwania/cele/wyprawy czekają - właśnie dlatego warto tam pojechać.
Mimochodem dodam, że wyprawa do Murmańska rozwinęła się w kierunku Przylądka Północnego (Nordkapp). Przejazd przez tundrę w okolicach Zapolarnego i Nikla, przejście przez granicę rosyjsko-norweską (trauma), i wreszcie podróż przez surową Norwegię i nudną, choć piękną Finlandię. Ale to wszystko to temat na odrębną opowieść.