Spóźniona Relacja z Winter Czelendż Łeba 24-26.02.2012, LINKI do FILMÓW
Wpisany przez Radzoo
No ale w tym roku postanowiłem pojechać. Z żoną i synem jak trzeba. Tyle, że żona z synem na narty się wybrała, a Poplas zamiast mi pomóc, onanizuje się ruszając jakimś wałem. Jedyne co mi się udało to jakiegoś GaP(a)owicza namówić na wyjazd, który jadąc do mnie jakiś wypadek na S3 zrobił pod Zieloną Górą i korek na 4 godziny wywołał czy cóś.
A poważnie to jak GaPa do mnie dotarł to się okazało, że znamy się z Poznania od jakiś 15-16 lat :) Świat jest mały.
Przespaliśmy się ze 4 godziny i o 3 w sobotnią noc odpaliliśmy Czarnuchem do Łeby. Podróż poszła sprawnie, tzn ja prowadziłem, żując pestki słonecznika, a GaPa truł, a miało być odwrotnie. Coś mu tam szumiało, że niby krzyżak, ale chyba opony, a jaka skomentował Włodek, to opony mózgowe mu szumiały. Dość, że dojechaliśmy opowiadając sobie życiorysy, aż do 3 pokoleń wstecz i zaparkowaliśmy pod Villą Secesja, gdzie właśnie podawano śniadanie gościom. Udając takowych załapaliśmy się na darmową jajecznicę i kawę a potem pogadaliśmy z kilkoma znajomkami. Przy okazji poczekaliśmy na Jaremę, który załapał się na trzeci fotel.
O 9 w parku przed Kinem Rybak zacumowało ok 50 LRów (od serii III po LR4) i ze 30 Qadów. Z tymi Q to tak dziwnie, bo jakoś mi się nie wydaje by wszyscy byli posiadaczami LRów, a nawet ich miłośnikami. Ale tłum robili znakomicie :) Przed kinem zdjęcia pamiątkowe, odprawa i jazda. Organizator, coś tam przebąkiwał o jakimś sztormie, podmytej plaży, ale kto by się tam organizatorem przejmował.
Ruszyliśmy jako jedni z ostatnich. Dojazd do plaży, pierwsze 1000 m i.......widać walkę. Kolejne ofiar podmycia, fal i kry są właśnie wyciągane liną. Pomiędzy nimi jak sępy krążą quady mając w pompie wodę i lód. Czekamy chwilę, opracowujemy drogę przejścia i przejeżdżamy bez specjalnych problemów co udokumentowane zostaje na filmie. Przejażdżka plażą w koleinach, nie była jakąś dziką przyjemnością, ale zawsze to nowe doznanie. Wyjeżdżamy z plaży i ruszamy wg roadbooka. Nie trudne to, ponieważ przed nami znaczą ślad inne samochody. Doczepiamy się do jakichś 3 samochodów. Po chwili stajemy bo gość przed nami, zaopatrzony w V8, za szybko przeleciał przez kałużę i musi się suszyć :) W kilka minut na wąskiej leśnej drodze robi się niezły korek. Jedziemy dalej. Trasa nie jest wymagająca. Śniegu brak, dodatnia temperatura roztopiła wierzchnią warstwę ziemi, ale jedzie się bez problemu.
Do pierwszej GÓRY. Z pozoru niewielka górka, pokryta trawką okazała się prawdziwym wyzwaniem. Te 20 cm rozmiękłej ziemi na zamarzniętym gruncie sprawia, ze mało kto wjeżdża na pierwszy raz. My próbujemy i d...a. A dokładnie Wała. A jeszcze dokładniej .....WAŁ. Przedni. Mówi nam - „nie wiem jak wy, ale ja nie jadę dalej”. Mój Czarnuch stanął dokładnie na największym błocie. Idealnym do napraw na leżąco. Udaje się nam zaciągnąć go na bardziej przyjazny teren, słuchając jak przedni wał wali w skrzynię. Udało się pożyczyć dwie 14-tki i hopsa pod podwozie. Pół godziny walki i można było jechać.
Oczywiście nie pod górę , ale asfaltem , objazdem. Liczyliśmy jednak, że uda nam się dojechać do końca rajdu. Zjazd z asfaltu na łąkę pod linią energetyczną nas wyprostował. Niby trawa, a błoto. Jedziemy na maksa, dryftując co chwila. Pokonujemy wzniesienie rozpędem wyrzucając spod tylnych kół błoto na 3-4 metry w górę, a na końcu w szalonym rozpędzie przelatujemy przez zaorane pole w którym utopiło się właśnie Disco 4. Stajemy na twardej drodze i drapiemy się po głowie. Jechać czy nie? Jedziemy. Znowu na pełnej pi....dzie przejeżdżamy drogą, pełną błota. UDAŁO SIĘ. Dalej jedziemy z boku drogi po trawce delikatnie operując gazem, bo Landek ma tendencje do stawania bokiem. Dotarliśmy do wiatraka, a stamtąd już asfaltem do starego lotniska wojskowego, gdzie miała być próba czasowa.
Próba, to slalom po betonie lotniska. Jedziemy więc sprawdzić, jak sprawuje się nasz tylny napęd. Robimy parę efektownych driftów, lecimy na dwóch bocznych kołach, moi pasażerowie zapinają dyskretnie pasy... i jesteśmy gotowi. 4000 obrotów...3...2...1...START.... pełna faja od początku, uślizgi w każdym skręcie, trochę straty w jednym punkcie i META. Sędzia z podziwem wpisuje czas zaznaczając, że samochód ma napęd tylko na jedna oś.
Cali zadowoleni ruszamy dalej, zapominając, że pchają nas tylko dwa tylne koła. Przypominamy sobie o tym po 30 m, w błocie. Stajemy i czekamy, aż ktoś się zlituje. Zlitował się Jarek Defem, który by do nas dojechać musiał ostro walczyć w polu. Potem sznurek i oszczędzamy paliwo hihiihihihi. A poważnie to wytaraskał nas na twarde i spróbowaliśmy jeszcze raz szczęścia. Po ok 2 -3 km delikatnego operowania gazem dojechaliśmy do łąki. Jechać, czy nie jechać. Próbujemy ostatni raz i WKLEJKA. Czekamy znów na pomoc. A pomoc to znów Def. Wyraz twarzy Jarka to połączenie niedowierzania „nie wierzę, że oni to jeszcze raz zrobili...” z wk.....wieniem „oż k...wa mać debile...”
Przyrzekamy, że to już ostatni raz i wyciągnięci z błota podkulamy ogon i zjeżdżamy do Bazy.
Jako, że byliśmy nad morzem, tradycyjnie udajemy się na pizzę z colą, czekając na zjazd reszty uczestników. Pogaduchy w symatycznym gronie sprawiły, że czas leciał szybciutko
Przebieramy się i idziemy na bankiet. Lekki zgrzyt, bo okazało się, że nie ma wejściówki dla Jaremy. Żegnamy się więc z nim i jego Subaru. Sami zaś idziemy się nawtykać, bo pić nie piliśmy. Rozdano nagrody, a przy okazji dowiedzieliśmy się, że na Próbie na Lotnisku uzyskaliśmy TRZECI czas.
TRZECI CZAS. Starym kapciem na tylnym napędzie. Furda tam nowe Discacze i Rangery :) MORALNE ZWYCIĘSTWO JEST NASZE.
Najedzeni pożegnaliśmy się z biesiadnikami i w drogę powrotną.
Nie udało się wygrać Winter Czelendżu. Polegli też Cezariusz z Liwią, bo zamiast przyjechać Dyskoteką (którą zakupili w międzyczasie) ostawili znów na Frelka, który tymczasem nałykał się wody i zdechł. Ale buło fajnie.
Wkrótce Land Rover Loop i znów przyjdzie mi bronić tytułu z zeszłego roku. Mam nadzieję, że z lepszym skutkiem
PS. Parę tygodni po imprezie dostałem BONUS. A nawet 2 Bonusy. Od straży w Białym Borze i Szczecinku. Na 350 zł łącznie. A niech im się wał urwie!
Poniżej parę linków do filmów i relacji z imprezy. Może spotkamy się tam za rok.
http://www.free4x4.pl/galeria/1/more/66.html
http://www.free4x4.pl/filmy.html
http://www.youtube.com/watch?v=1ugVLaAlrZU
http://video.anyfiles.pl/winter+czelend%C5%BC+2012/Motoryzacja/video/18959#
http://www.youtube.com/watch?v=TjBjO64FDzk
http://www.youtube.com/watch?v=7q1C9B0laAI&feature=fvwrel
środa, 09 maja 2012 21:36
W zeszłym roku nie pojechałem. Nie pamiętam już, czego zabrakło, kasy czy motywacji. I dobrze. Zobaczyłem potem na zdjęciach jak uzbrojeni po zęby goście taplają się w błocie i wietrze na łące, a jakiś facet imieniem Cezariusz wraz z córka Liwią (co oni palą?) objeżdża ich frelkiem i wygrywa.No ale w tym roku postanowiłem pojechać. Z żoną i synem jak trzeba. Tyle, że żona z synem na narty się wybrała, a Poplas zamiast mi pomóc, onanizuje się ruszając jakimś wałem. Jedyne co mi się udało to jakiegoś GaP(a)owicza namówić na wyjazd, który jadąc do mnie jakiś wypadek na S3 zrobił pod Zieloną Górą i korek na 4 godziny wywołał czy cóś.
A poważnie to jak GaPa do mnie dotarł to się okazało, że znamy się z Poznania od jakiś 15-16 lat :) Świat jest mały.
Przespaliśmy się ze 4 godziny i o 3 w sobotnią noc odpaliliśmy Czarnuchem do Łeby. Podróż poszła sprawnie, tzn ja prowadziłem, żując pestki słonecznika, a GaPa truł, a miało być odwrotnie. Coś mu tam szumiało, że niby krzyżak, ale chyba opony, a jaka skomentował Włodek, to opony mózgowe mu szumiały. Dość, że dojechaliśmy opowiadając sobie życiorysy, aż do 3 pokoleń wstecz i zaparkowaliśmy pod Villą Secesja, gdzie właśnie podawano śniadanie gościom. Udając takowych załapaliśmy się na darmową jajecznicę i kawę a potem pogadaliśmy z kilkoma znajomkami. Przy okazji poczekaliśmy na Jaremę, który załapał się na trzeci fotel.
O 9 w parku przed Kinem Rybak zacumowało ok 50 LRów (od serii III po LR4) i ze 30 Qadów. Z tymi Q to tak dziwnie, bo jakoś mi się nie wydaje by wszyscy byli posiadaczami LRów, a nawet ich miłośnikami. Ale tłum robili znakomicie :) Przed kinem zdjęcia pamiątkowe, odprawa i jazda. Organizator, coś tam przebąkiwał o jakimś sztormie, podmytej plaży, ale kto by się tam organizatorem przejmował.
Ruszyliśmy jako jedni z ostatnich. Dojazd do plaży, pierwsze 1000 m i.......widać walkę. Kolejne ofiar podmycia, fal i kry są właśnie wyciągane liną. Pomiędzy nimi jak sępy krążą quady mając w pompie wodę i lód. Czekamy chwilę, opracowujemy drogę przejścia i przejeżdżamy bez specjalnych problemów co udokumentowane zostaje na filmie. Przejażdżka plażą w koleinach, nie była jakąś dziką przyjemnością, ale zawsze to nowe doznanie. Wyjeżdżamy z plaży i ruszamy wg roadbooka. Nie trudne to, ponieważ przed nami znaczą ślad inne samochody. Doczepiamy się do jakichś 3 samochodów. Po chwili stajemy bo gość przed nami, zaopatrzony w V8, za szybko przeleciał przez kałużę i musi się suszyć :) W kilka minut na wąskiej leśnej drodze robi się niezły korek. Jedziemy dalej. Trasa nie jest wymagająca. Śniegu brak, dodatnia temperatura roztopiła wierzchnią warstwę ziemi, ale jedzie się bez problemu.
Do pierwszej GÓRY. Z pozoru niewielka górka, pokryta trawką okazała się prawdziwym wyzwaniem. Te 20 cm rozmiękłej ziemi na zamarzniętym gruncie sprawia, ze mało kto wjeżdża na pierwszy raz. My próbujemy i d...a. A dokładnie Wała. A jeszcze dokładniej .....WAŁ. Przedni. Mówi nam - „nie wiem jak wy, ale ja nie jadę dalej”. Mój Czarnuch stanął dokładnie na największym błocie. Idealnym do napraw na leżąco. Udaje się nam zaciągnąć go na bardziej przyjazny teren, słuchając jak przedni wał wali w skrzynię. Udało się pożyczyć dwie 14-tki i hopsa pod podwozie. Pół godziny walki i można było jechać.
Oczywiście nie pod górę , ale asfaltem , objazdem. Liczyliśmy jednak, że uda nam się dojechać do końca rajdu. Zjazd z asfaltu na łąkę pod linią energetyczną nas wyprostował. Niby trawa, a błoto. Jedziemy na maksa, dryftując co chwila. Pokonujemy wzniesienie rozpędem wyrzucając spod tylnych kół błoto na 3-4 metry w górę, a na końcu w szalonym rozpędzie przelatujemy przez zaorane pole w którym utopiło się właśnie Disco 4. Stajemy na twardej drodze i drapiemy się po głowie. Jechać czy nie? Jedziemy. Znowu na pełnej pi....dzie przejeżdżamy drogą, pełną błota. UDAŁO SIĘ. Dalej jedziemy z boku drogi po trawce delikatnie operując gazem, bo Landek ma tendencje do stawania bokiem. Dotarliśmy do wiatraka, a stamtąd już asfaltem do starego lotniska wojskowego, gdzie miała być próba czasowa.
Próba, to slalom po betonie lotniska. Jedziemy więc sprawdzić, jak sprawuje się nasz tylny napęd. Robimy parę efektownych driftów, lecimy na dwóch bocznych kołach, moi pasażerowie zapinają dyskretnie pasy... i jesteśmy gotowi. 4000 obrotów...3...2...1...START.... pełna faja od początku, uślizgi w każdym skręcie, trochę straty w jednym punkcie i META. Sędzia z podziwem wpisuje czas zaznaczając, że samochód ma napęd tylko na jedna oś.
Cali zadowoleni ruszamy dalej, zapominając, że pchają nas tylko dwa tylne koła. Przypominamy sobie o tym po 30 m, w błocie. Stajemy i czekamy, aż ktoś się zlituje. Zlitował się Jarek Defem, który by do nas dojechać musiał ostro walczyć w polu. Potem sznurek i oszczędzamy paliwo hihiihihihi. A poważnie to wytaraskał nas na twarde i spróbowaliśmy jeszcze raz szczęścia. Po ok 2 -3 km delikatnego operowania gazem dojechaliśmy do łąki. Jechać, czy nie jechać. Próbujemy ostatni raz i WKLEJKA. Czekamy znów na pomoc. A pomoc to znów Def. Wyraz twarzy Jarka to połączenie niedowierzania „nie wierzę, że oni to jeszcze raz zrobili...” z wk.....wieniem „oż k...wa mać debile...”
Przyrzekamy, że to już ostatni raz i wyciągnięci z błota podkulamy ogon i zjeżdżamy do Bazy.
Jako, że byliśmy nad morzem, tradycyjnie udajemy się na pizzę z colą, czekając na zjazd reszty uczestników. Pogaduchy w symatycznym gronie sprawiły, że czas leciał szybciutko
Przebieramy się i idziemy na bankiet. Lekki zgrzyt, bo okazało się, że nie ma wejściówki dla Jaremy. Żegnamy się więc z nim i jego Subaru. Sami zaś idziemy się nawtykać, bo pić nie piliśmy. Rozdano nagrody, a przy okazji dowiedzieliśmy się, że na Próbie na Lotnisku uzyskaliśmy TRZECI czas.
TRZECI CZAS. Starym kapciem na tylnym napędzie. Furda tam nowe Discacze i Rangery :) MORALNE ZWYCIĘSTWO JEST NASZE.
Najedzeni pożegnaliśmy się z biesiadnikami i w drogę powrotną.
Nie udało się wygrać Winter Czelendżu. Polegli też Cezariusz z Liwią, bo zamiast przyjechać Dyskoteką (którą zakupili w międzyczasie) ostawili znów na Frelka, który tymczasem nałykał się wody i zdechł. Ale buło fajnie.
Wkrótce Land Rover Loop i znów przyjdzie mi bronić tytułu z zeszłego roku. Mam nadzieję, że z lepszym skutkiem
PS. Parę tygodni po imprezie dostałem BONUS. A nawet 2 Bonusy. Od straży w Białym Borze i Szczecinku. Na 350 zł łącznie. A niech im się wał urwie!
Poniżej parę linków do filmów i relacji z imprezy. Może spotkamy się tam za rok.
http://www.free4x4.pl/galeria/1/more/66.html
http://www.free4x4.pl/filmy.html
http://www.youtube.com/watch?v=1ugVLaAlrZU
http://video.anyfiles.pl/winter+czelend%C5%BC+2012/Motoryzacja/video/18959#
http://www.youtube.com/watch?v=TjBjO64FDzk
http://www.youtube.com/watch?v=7q1C9B0laAI&feature=fvwrel
Poprawiony: niedziela, 27 maja 2012 19:52
NA FORUM
-
-
- Dziki Wschód 11: 13-15 czerwca 2025
- 17 kwietnia 2025 21:15 / wczoraj
-
Najnowsze terapie
- No events posted.