sakramencka jazda po białym reaktywacja
Wpisany przez andziasss de zoo

Sakramenckie jazdy były po białym... relacja Jazda Beskidzko - Śląska była osobliwa. Rafie zamknął 2 tygodniowe ferie w 5 dniach.
Jak zwykle każdy był inny:-) Nie obowiązywały żadne zakazy, ponieważ na imprezie pojazdy były konieczne.

Zaczęło się w Mikołowie pod choinką. Hektar LR-ów wypełnił plac defilad.

W izbie regionalnej uczestnicy ubiegali się o tytuł największej trąby wyjazdu.
Zwycięzcy spektakularnie demonstrowali potem niebezpieczenstwa zawiazane z jazdą po białym wpadając do rowów i potrącając się w poślizgach;

Podczas gdy tabor grzecznie pilnowal dolnej stacji wyciągu krzesełkowego i orczyka...

...załoga zadomowiła się w strefie przygranicznej, pzry górnej stacji tych kolejek;

Atmosfera domowa, ogień żywy, koniety piękne i ich kierowcy (rycerze) zadowoleni;

Jako że psy i walizki nie umieją orczykiem jechać, oficjalnym pojazdem stal się ratrak;

Nastroje były jednoznaczne, nie przeszkadzała nawet wydechowa rura podłączona do przedziału pasażerskiego;

Czas na jazdę. Rafie prowadził przez okoliczne okolice kompletnie zakorkowanymi drogami. Wszystkie inne drogi świecily pustkami, a nasza jak widać. W korku kierowcy zasypiali za kierownicą i wywoływali incydenty drogowe. Incydenty były przeliczane na ABSOLUTne Gruszki.
.jpg)
Czasem się przerzedziło, wtedy konwój liczył do 3km;

Wdrapaliśmy się na górę, na której stał ongiś zamek;

Zamek zwykle miał ładne widoki z okien, które pozostały po nim do dziś;

Klasa extremalniejsza wdrapala się popołudniem na górę góry w okolicy;
.jpg)
Jazda po niejeżdżonym stanowiła osobną kategorię, ale poza utartą dwóch załóg, (które wygrały to sobie na trąbach) na podjeździe obyło się bez strat.

Wydawalo się źe przejazd nie był zbyt długi, jednak...

szybko zapadał zmrok;

Może jednak zmrok zapadał jak zwykle, a przejazd był długi?

Ni z tąd ni z owąd znaleźliśmy się na kompletnie innej górze wiezieni saniami konnymi;

Była klas aExtrem outside na zimnie...

... i extrem inside w tropiku;

Kiełbasa smakowała jednakowo w obydwu klasach, ale tylko w jedną stronę:-)

Po biesiadzie jakimś cudem byliśmy znów w domku ze snów. Tylko jak tam dotarliśmy?
No z przesiadkami podobno: saniami, autobusem i ratrakiem. Nikt jednak nie pamięta czy napewno. Kolejnego dnia postanowiliśmy poruszać się tylko drogami dla rowerów i w ten sposób przemierzyliśmy chyba 100km;

Żeby było rozmaiciej i mniej sennie, uczestnicy wymyślali sobie ramonty. Wiadomo że nigdy nie ma czasu wymienić napinacza i krótki postój w sam raz się nadaje:-)

Noc była nieubłagana, a droga śliska jak lodowisko;

Niektóre sceny przypominały amerykańskie filmy drogi...

W lesie zdarzały się cukierki architektoniczne całkiem fantastyczne;

Projekt Hałda wystartował kolejnego ranka...

Erow zakomunikował krótko: "jedzie się na własną odpowiedzialność" i się zaczęło.

Księżycowy krajobraz płaskowyżowy sprzyjał zabawie, a nieskończona ilość miejsca do wykorzystania, kreacji stylu jazdy.

Hałda to lokalne zjawisko, przyjazne ofrołdowi.

W tej scenerii LR-y czuły się jak prawdziwi zdobywcy!

i dumnie pozowały do sesji foto.

Potem był odwrót i co niektórzy wpadali do krzaków:-)

Po smaczkach architektury śląskich osiedli robotniczych zaparkowaliśmy pod wyciągiem kopalnianym;

Kopalnia to fajne miejsce, można mieć dowolne jazdy, byle nie rozniecać pożarów.

W celu ochrony przed jazdami zakłada się tu kaski i kitle, a w kieszeniach deponuje się maski gazowe. Kopalnia jest niby nieaktywna ale węgiel we filtrach maseczek podobno aktywny. Zjechaliśmy kilka pięterek w dół. Pomiędzy pięterkami było po 100m różnicy, więc był to chyba poziom morza.

Sprawdziwszy solidność obudowy górniczej udaliśmy się na spacerek dołem;

Szliśmu dłuugimi korytarzami;

i zatrzymywaliśmy się przy urządzeniach nieparwdopodobnego przeznaczenia;

Podziemne jaskółki to poligon wiertarski:-)

Pan o twarzy De Niro znał się na rzeczy i właczał niektóre potwory;

Te zaś były sakramencko hałaśliwe;

Kilka pięterek wyżej czekał obiadek dośc wytworny...

...ale pod ziemię ciągnie, więc po krótkiej drzemce nad ranem odwiedziliśmy Sztolnię Czarnego Pstrąga. Tam się pływa łodziami!

Jest tak samo romantycznie jak reumatycznie. Co chwila bramka jak na autostradzie i to coś kapnie na głowę na szczęście to trzeba puknąć w ściankę pięć razy. Magiczne miejsce.

Pod ziemią fajnie, ale mało brakowało a zapomnielibyśmu o bunkrach!
Śląsk jest pod wtym względem specyficzny, bo bunkry są tu polskie. Na wschodzie i zachodzie kraju zwykle są "zagraniczne", niemieckie lub rosyjskie.

Z okienek zachowanych kopuł pancernych piękny widok na przedpole;

Ten klient u dołu nie dał nam wytchnienia. Nie było czasu nawet pogadać! Jedno wiemy, na Śląsku są rzeczy, których nie znajdziemy gdzie indziej i podczas parodniowego leczenia można się jedynie do nich zbliżyć. Czyżby groziła reaktywacja?

TRASY:
www.landklinika.pl/files/czwartek.kmz
www.landklinika.pl/files/piatek.kmz
www.landklinika.pl/files/sobota.kmz
www.landklinika.pl/files/niedziela.kmz
www.landklinika.pl/files/poniedzialek.kmz
www.landklinika.pl/files/sakramencko.kmz
www.landklinika.pl/files/sobota.kmz
sobota, 14 lutego 2009 21:18

Sakramenckie jazdy były po białym... relacja Jazda Beskidzko - Śląska była osobliwa. Rafie zamknął 2 tygodniowe ferie w 5 dniach.
Jak zwykle każdy był inny:-) Nie obowiązywały żadne zakazy, ponieważ na imprezie pojazdy były konieczne.

Zaczęło się w Mikołowie pod choinką. Hektar LR-ów wypełnił plac defilad.

W izbie regionalnej uczestnicy ubiegali się o tytuł największej trąby wyjazdu.
Zwycięzcy spektakularnie demonstrowali potem niebezpieczenstwa zawiazane z jazdą po białym wpadając do rowów i potrącając się w poślizgach;

Podczas gdy tabor grzecznie pilnowal dolnej stacji wyciągu krzesełkowego i orczyka...

...załoga zadomowiła się w strefie przygranicznej, pzry górnej stacji tych kolejek;

Atmosfera domowa, ogień żywy, koniety piękne i ich kierowcy (rycerze) zadowoleni;

Jako że psy i walizki nie umieją orczykiem jechać, oficjalnym pojazdem stal się ratrak;

Nastroje były jednoznaczne, nie przeszkadzała nawet wydechowa rura podłączona do przedziału pasażerskiego;

Czas na jazdę. Rafie prowadził przez okoliczne okolice kompletnie zakorkowanymi drogami. Wszystkie inne drogi świecily pustkami, a nasza jak widać. W korku kierowcy zasypiali za kierownicą i wywoływali incydenty drogowe. Incydenty były przeliczane na ABSOLUTne Gruszki.
.jpg)
Czasem się przerzedziło, wtedy konwój liczył do 3km;

Wdrapaliśmy się na górę, na której stał ongiś zamek;

Zamek zwykle miał ładne widoki z okien, które pozostały po nim do dziś;

Klasa extremalniejsza wdrapala się popołudniem na górę góry w okolicy;
.jpg)
Jazda po niejeżdżonym stanowiła osobną kategorię, ale poza utartą dwóch załóg, (które wygrały to sobie na trąbach) na podjeździe obyło się bez strat.

Wydawalo się źe przejazd nie był zbyt długi, jednak...

szybko zapadał zmrok;

Może jednak zmrok zapadał jak zwykle, a przejazd był długi?

Ni z tąd ni z owąd znaleźliśmy się na kompletnie innej górze wiezieni saniami konnymi;

Była klas aExtrem outside na zimnie...

... i extrem inside w tropiku;

Kiełbasa smakowała jednakowo w obydwu klasach, ale tylko w jedną stronę:-)

Po biesiadzie jakimś cudem byliśmy znów w domku ze snów. Tylko jak tam dotarliśmy?
No z przesiadkami podobno: saniami, autobusem i ratrakiem. Nikt jednak nie pamięta czy napewno. Kolejnego dnia postanowiliśmy poruszać się tylko drogami dla rowerów i w ten sposób przemierzyliśmy chyba 100km;

Żeby było rozmaiciej i mniej sennie, uczestnicy wymyślali sobie ramonty. Wiadomo że nigdy nie ma czasu wymienić napinacza i krótki postój w sam raz się nadaje:-)

Noc była nieubłagana, a droga śliska jak lodowisko;

Niektóre sceny przypominały amerykańskie filmy drogi...

W lesie zdarzały się cukierki architektoniczne całkiem fantastyczne;

Projekt Hałda wystartował kolejnego ranka...

Erow zakomunikował krótko: "jedzie się na własną odpowiedzialność" i się zaczęło.

Księżycowy krajobraz płaskowyżowy sprzyjał zabawie, a nieskończona ilość miejsca do wykorzystania, kreacji stylu jazdy.

Hałda to lokalne zjawisko, przyjazne ofrołdowi.

W tej scenerii LR-y czuły się jak prawdziwi zdobywcy!

i dumnie pozowały do sesji foto.

Potem był odwrót i co niektórzy wpadali do krzaków:-)

Po smaczkach architektury śląskich osiedli robotniczych zaparkowaliśmy pod wyciągiem kopalnianym;

Kopalnia to fajne miejsce, można mieć dowolne jazdy, byle nie rozniecać pożarów.

W celu ochrony przed jazdami zakłada się tu kaski i kitle, a w kieszeniach deponuje się maski gazowe. Kopalnia jest niby nieaktywna ale węgiel we filtrach maseczek podobno aktywny. Zjechaliśmy kilka pięterek w dół. Pomiędzy pięterkami było po 100m różnicy, więc był to chyba poziom morza.

Sprawdziwszy solidność obudowy górniczej udaliśmy się na spacerek dołem;

Szliśmu dłuugimi korytarzami;

i zatrzymywaliśmy się przy urządzeniach nieparwdopodobnego przeznaczenia;

Podziemne jaskółki to poligon wiertarski:-)

Pan o twarzy De Niro znał się na rzeczy i właczał niektóre potwory;

Te zaś były sakramencko hałaśliwe;

Kilka pięterek wyżej czekał obiadek dośc wytworny...

...ale pod ziemię ciągnie, więc po krótkiej drzemce nad ranem odwiedziliśmy Sztolnię Czarnego Pstrąga. Tam się pływa łodziami!

Jest tak samo romantycznie jak reumatycznie. Co chwila bramka jak na autostradzie i to coś kapnie na głowę na szczęście to trzeba puknąć w ściankę pięć razy. Magiczne miejsce.

Pod ziemią fajnie, ale mało brakowało a zapomnielibyśmu o bunkrach!
Śląsk jest pod wtym względem specyficzny, bo bunkry są tu polskie. Na wschodzie i zachodzie kraju zwykle są "zagraniczne", niemieckie lub rosyjskie.

Z okienek zachowanych kopuł pancernych piękny widok na przedpole;

Ten klient u dołu nie dał nam wytchnienia. Nie było czasu nawet pogadać! Jedno wiemy, na Śląsku są rzeczy, których nie znajdziemy gdzie indziej i podczas parodniowego leczenia można się jedynie do nich zbliżyć. Czyżby groziła reaktywacja?

TRASY:
www.landklinika.pl/files/czwartek.kmz
www.landklinika.pl/files/piatek.kmz
www.landklinika.pl/files/sobota.kmz
www.landklinika.pl/files/niedziela.kmz
www.landklinika.pl/files/poniedzialek.kmz
www.landklinika.pl/files/sakramencko.kmz
www.landklinika.pl/files/sobota.kmz
Poprawiony: poniedziałek, 23 lutego 2009 18:01