Być może zużyły się szczotki, może padł regulator.
4 lata przy pracy maszyny w wodzie i pyle to bardzo dużo czasu.
Te 13,2V według mnie nieuchronnie zmierza do braku ładowania,
To obecne ładowanie jest żenująco niskie, właściwie go nie ma
i może mierzysz już tylko nieładowany akumulator.
Masz objawy i czas - zrób alternator przed wyjazdem.
Myślę, że alternator jest najczęściej psującym się elementem
w naszych autach. Kiedyś woziłem ze sobą moduł diód i regulatora.
Ale życie pokazało, że:
- altek wali się na trasie akurat w ulewę albo mróz
- posypało się to, czego nie mam, czyli łożyska
- co z tego, że masz moduły, jeśli ich wymiana wymaga lutowania i trwa.
A chłopaki na zlocie już imprezują.
Więc teraz wożę ze sobą zapasowy alternator. Kupiłem na szrocie
i zregenerowałem. Działał, ale właśnie łożyska groziły wybuchem.
Ostatnio miałem prostą "awarię" dookoła alternatorową.
Ciekawą i pouczającą.
Odpadł kabelek od wzbudzenia, lampki ładowania czy i jednego i drugiego.
W Bielicznej w Beskidzie Niskim, po cudownym biwaku,
odpalając auto nie zauważyłem, że lampka ładowania się nie świeciła
razem z lampką ciśnienia oleju. Coś tam przecież na czerwono się
zaświeciło. W trakcie pracy silnika lampka tym bardziej się nie świeciła.
Czyli nie było żadnej informacji o braku ładowania.
Mam zainstalowany "komputerek", który pokazuje napięcia obu
akumulatorów i kilka temperatur w różnych miejscach mojego złomu.
I na te napięcia patrzę zawsze przed i po uruchomieniu silnika.
W Bielicznej pokazało się tylko napięcie akumulatora 12,8V.
Szybka diagnoza i prosta naprawa uchroniła mnie przed zdziwieniem
w trasie i naprawą na przygodnym poboczu.